Znacząca rocznica, znaczące wyzwania
Na początku XXI wieku UNESCO wpisała na listę Pamięci Świata tekst konfederacji warszawskiej z 1573 roku. Autorzy tego pomysłu docenili znaczenie polskiego dokumentu, uznając go za znaczący wkład w rozwój światowej idei wolności religijnej i tolerancji.
Lista Pamięć Świata (ang. Memory of the World International Register) to międzynarodowy projekt mający na celu zgromadzenie najbardziej wartościowych dokumentów obrazujących historię ludzkości. Konfederacja warszawska uznana została za jeden z takich właśnie aktów prawnych. Dodano ją do zaszczytnej listy dokumentów utrwalających zasady swobód religijnych. Z uwagi na jubileusz 500-lecia Reformacji warto przypomnieć jego znaczenie.
Jest początek XVI wieku. Polskę ogarnia fala prądów reformacyjnych. Tworzą się nowe kierunki myślowe w filozofii i teologii. Już w drugiej połowie XVI wieku Rzeczpospolita wyraźnie przechyla się w stronę protestantyzmu. Najprzedniejsze miejsca w senacie zajmują ewangelicy. W izbie poselskiej, polityce, życiu umysłowym i literaturze rej wiodą różnowiercy. Wreszcie w 1555 roku sejm piotrkowski uchwala, że król ma zwołać sobór narodowy celem przeprowadzenia reformy kościelnej na zasadach reformacyjnych. Ewangelicy zakładają szkoły i drukarnie, wydają pierwsze książki w języku ojczystym, życie kulturalne kwitnie. Polska otwiera się na Europę i staje się azylem wolnej myśli oraz schronieniem dla różnowierców. Sytuacja ta wywołuje sprzeciw Kościoła katolickiego. Powstają zatargi i rozruchy między katolikami a protestantami. Niekatolicy zaczynają być spychani na obrzeża życia społecznego. Krzepnący obóz katolicki nie szczędzi środków, by stłumić fale protestanckiej reformacji. Wielu protestantów pod naporem silnej opozycji ustępuje. Duchowieństwo katolickie dąży do tego, by nie dopuścić do prawnego uznania różnowierstwa, a także do wyboru króla protestanta. W takich warunkach i z wielkim trudem 28 stycznia 1573 roku sejm konwokacyjny uchwala — na żądanie protestantów — akt konfederacji warszawskiej. Dokument ma gwarantować równouprawnienie wszystkim wyznaniom w życiu publicznym i prywatnym. Ma też zapewnić obozowi protestanckiemu prawne podstawy istnienia i bezpieczeństwo.
Uprawomocnienie zasad tolerancji było — jak na owe czasy — dużym osiągnięciem. Artykuły konfederacji wciągnięto do statutów, które miał zaprzysiąc każdy nowo obrany król (tzw. artykuły henrykowskie). Forma przysięgi królewskiej miała brzmieć: „Przysięgam, że będę bronił i przestrzegał pokoju wśród dysydentów i w żadnym wypadku nie dopuszczę, by z powodu religii ktokolwiek był uciskany zarówno przez urzędników państwowych, jak i przez nas”. Mimo swej niedoskonałości konfederacja warszawska była pierwszym w Europie aktem tak szeroko regulującym kwestie tolerancji religijnej. I chociaż zwalczana później na sejmach, sejmikach i synodach, przetrwała do końca Rzeczpospolitej. Najwięksi przeciwnicy tolerancji nie mieli odwagi wykluczyć jej z annałów polskich praw. Uniwersalne zasady konfederacji przyjęła Konstytucja 3 maja z 1791 roku, a także późniejsze konstytucje.
Minęło ponad 400 lat, a kwestia tolerancji i dialogu ciągle do nas powraca. Czym wszakże jest wolność religijna? Czy nie oznacza ona prawa do wyznawania i przyjmowania religii według własnego wyboru oraz jej uzewnętrzniania? Czy na jej straży nie stoi zakaz dyskryminacji z powodów uczestniczenia lub nieuczestniczenia w praktykach religijnych? Czy nie każe ona jednakowo traktować ludzi niezależnie od ich wyznania, czy nawet jego braku? Dlatego każdy prawdziwy dialog międzyreligijny czy międzywyznaniowy powinien rozpoczynać się od okazania partnerom szacunku, a potem wskazywania na podobieństwa łączące obie strony, jak też dzielące ich różnice. Taki dialog nie musi dzielić i nastawiać do siebie wrogo. Taką wolność przecież przyniósł światu Chrystus, ucząc miłości do bliźniego — katolika, protestanta, muzułmanina czy ateisty. Prawdziwa wolność zakłada też służbę na rzecz dobra innych ludzi, a co za tym idzie — uznawania ich za równych sobie. To także okazywanie życzliwości nawet nieprzyjaciołom. Nauka Chrystusa nie pozwala na wykorzystywanie wolności do ograniczania swobód innych ludzi poprzez wywyższanie się, próby panowania lub narzucania im własnych poglądów. Złotą zaś zasadą wolności mogą być słowa, że wolno mi robić wszystko, co nie ogranicza wolności drugiego człowieka.
Niestety, tak pojętej wolności zagrażają zarówno systemy religijne odmawiające człowiekowi prawa do własnego światopoglądu, jak i władze świeckie faworyzujące określoną religię czy wyznanie. Mając w pamięci dawne i obecne rozłamy i wojny religijne, należy zrobić wszystko, aby duch tolerancji i wzajemnego szacunku zbliżał do siebie ludzi, niezależnie od ich przekonań czy wielkości ich grupy wyznaniowej. Politykom zaś należy przypomnieć, by uwolnili się od pokusy wykorzystywania religii jako przykrywki dla osiągania doraźnych celów. Prawdziwa religia bowiem zawsze prowadzi do służby bliźniemu, a nie do panowania nad nim.
Mirosław Harasim