Co by było gdyby…
Pod koniec października słowa reformacja i protestantyzm będą odmieniane we wszystkich mediach i przez wszystkie przypadki. Takie jest prawo jubileuszów. Oby w tej masie słów nie zagubiono tego, co w proteście Lutra i reformacji było najważniejsze.
Jubileusz 500-lecia reformacji zmobilizował nie tylko protestantów, by przypomnieli o sobie dominującym rzeszom wierzących inaczej i mających o protestantyzmie zaledwie blade pojęcie. I przypominają w różnych publikacjach, organizując sympozja, wystawy, happeningi. Ale jubileusz ten zmobilizował w naszym kraju również katolickie ośrodki religijne, naukowe, katolickich publicystów i autorów — niektórych do rzetelnej dyskusji o reformacji, innych do jej mniej lub bardziej jawnego atakowania. Próbuje się też przykryć sam jubileusz innymi wydarzeniami religijnymi Kościoła powszechnego, byle odwrócić uwagę od jubileuszu ważnego dla protestantów.
Jedną z najczęściej stawianych przy okazji tego jubileuszu ze strony katolickiej tez jest teza o klęsce reformacji. Jej dowodem miałby być poddział, jaki dokonał się w Kościele zachodnim w wyniku wystąpienia Marcina Lutra w 1517 roku z jego tezami przeciwko odpustom, i pojawienie się nowych Kościołów protestanckich. Twierdzi się, że skoro Luter miał zamiar jedynie zreformować własny Kościół, a w efekcie swoich działań doprowadził do tak głębokiego podziału, to w istocie poniósł klęskę. A przecież Jezus — jak się w tym miejscu przypomina — wzywał swoich naśladowców, aby zachowali jedność między sobą. Mówi się o tym podziale jako o zdradzie testamentu Chrystusa czy jako nieszczęściu chrześcijaństwa. Z tego punktu widzenia padają pytania o sens świętowania czy upamiętniania tej „porażki”.
Jest prawdą, że Luter nie chciał dzielić Kościoła, a jedynie go naprawić. A było co naprawiać. Błędy w teologii, korupcja, nepotyzm, symonia były w Kościele, i to na najwyższych jego szczeblach, na porządku dziennym. Do podziału doszło dopiero wtedy, gdy się okazało, że z naprawy nic nie wyszło, bo Kościół „dzielnie” się jej opierał.
Jeśli ktoś uważa ówczesny podział za nieszczęście chrześcijaństwa, to musi za takie samo nieszczęście uznać wydzielenie się samego chrześcijaństwa z łona judaizmu. Żydzi z czasów apostolskich też oskarżali chrześcijan o podziały w jedynej prawdziwej wierze. A jednak do tego podziału doszło — z powodu oporu ówczesnych Żydów przed przyjęciem nauki Jezusa Chrystusa. Odłączenie się i podział celem ochrony czystości Kościoła i jego poselstwa są lepszym wyjściem niż jedność w błędzie z przeciwnikami reformy.
Oczywiście świętowanie 500-lecia reformacji dla samego 500-lecia byłoby sztuką dla sztuki. Gdyby miało się to świętowanie ograniczyć tylko do uroczystego wspominania tego, co uczynił w przeszłości Luter, ale bez zadawania sobie pytań o teraźniejszość i to, co dalej, byłoby to jak zachwycanie się niedokończonym obrazem i wychwalanie jego autora. Tymczasem właśnie przy okazji takiej rocznicy powinniśmy próbować odpowiedzieć sobie na ważne pytania. Czy wszystko zostało należycie zreformowane? Czy powody do protestu rzeczywiście minęły, czy może pojawiły się nowe zjawiska warte oprotestowania? Czy odkryliśmy już w Piśmie Świętym wszystko, co było do odkrycia, zapomniane nauki apostołów i proroków? Świętowanie jest dobre, ale z tą myślą, że Luter jedynie pokazał, jak odkrywać nowe lub zapomniane prawdy. I komu zależy na Słowie Bożym, ten powinien dziś kontynuować to dzieło.
Warto też spojrzeć na reformację nie tylko przez pryzmat teologii i Kościołów, ale także przez pryzmat jednostek. Nie ma reformacji Kościoła bez reformacji wiernych, odrodzenia serc, codziennego nawracania się do Boga i Jego Słowa. Można by powiedzieć: chcesz reformować Kościół, zacznij od siebie. Dla człowieka pokornego względem Boga jest bowiem chyba naturalne, że stale ma poczucie, iż nie osiągnął jeszcze takiego stanu relacji z Bogiem, który by go do końca zadowalał, że potrzeba mu jeszcze więcej i głębszych doświadczeń, przekształcenia charakteru na bardziej Chrystusowy.
Jeśli jednak dla kogoś rozważania o duchowej stronie reformacji są zbyt abstrakcyjne i nieuchwytne, to może warto przypomnieć jej bardzo konkretną, uchwytną stronę. Reformacja przeorała mentalność narodów, które ją przyjęły. Ukształtowała pobożność praktyczną, głębszą, indywidualną, opartą na rozumnej wierze i znajomości Pisma Świętego, która rezonowała w różne inne sfery życia. Ewangelicy podnieśli ważną kwestię wolności sumienia i swobody decydowania o własnym światopoglądzie, wolnym od dogmatycznych schematów. Sprzyjało to rozwojowi osobowości i godności człowieka, nakładając na niego odpowiedzialność za to, co robi. Protestanckie zrozumienie kwestii powołania człowieka do przeobrażania świata i czynienia go lepszym pomogło stworzyć nową etykę pracy, afirmującą pracowitość i gospodarność. Reformacja zerwała ze średniowiecznym idealizowaniem ubóstwa i duchowej kontemplacji, nakazując służyć Bogu poprzez wykorzystywanie otrzymanych od Niego talentów w codziennej, uczciwej pracy. Stąd ta słynna ogromna pracowitość i przedsiębiorczość protestantów.
Max Weber już ponad sto lat temu nazwał to duchem kapitalizmu. Według niego to zespół postaw ludzkich przyjmowanych w gospodarowaniu, charakteryzujący się dążeniem do nieustannego powiększania kapitału, ograniczaniem wydatków do niezbędnego minimum, prowadzeniem specyficznego ascetycznego stylu życia oraz budowaniem zaufania w kontaktach gospodarczych przez pracowitość, rzetelność, dotrzymywanie zobowiązań i uczciwość w transakcjach handlowych. W protestantyzmie praca staje się powinnością religijną, a pomnażanie kapitału i używanie go dla dobra całego społeczeństwa oznaką Bożego błogosławieństwa. Etyka protestancka potępia lenistwo i bezczynność, a pochwala ciężką i systematyczną pracę, preferuje oszczędność i umiarkowanie.
Nie dziwi więc, że kraje, które opowiedziały się za reformacją, takie jak np. Niemcy, Anglia, Dania, Szwecja, Norwegia, Szwajcaria, weszły na wyższy poziom rozwoju i zaczęły w Europie przodować. Może więc przy okazji tak okrągłego jubileuszu reformacji warto się zastanowić nad tym, czy jako Polacy dobrze zrobiliśmy, odwracając się w XVII wieku od idei reformacyjnych, i gdzie byśmy dziś byli, gdybyśmy wtedy wybrali inną drogę…
Andrzej Siciński, Mirosław Harasim